Fabryka. Dobrze, że jakiś czas temu wywiozłem sobie do roboty bluzę termoaktywną. Noce już zimne się zaczęły.

Nie lubię poniedziałków ! :)

Roboczogodziny czyli standard. Wiatr słaby i umiarkowany.

Wolne tempo do roboty, szybkie tempo z roboty.

Dzień jak chleb powszedni.

Nocną porą dosyć chłodno. Chyba czas na jakieś bluzy na nocne powroty.

Rower po przeglądzie zerowym więc można było pojechać do roboty.

Do domu powrót z lekkim wiaterkiem. Na ulicach jakiś pomór czy co. Samochodów jak na lekarstwo.

Do fabryki pod wiatr
Z fabryki pod mega wiatr.
Nuda.

Pojechałem zrobić przegląd zerowy mojej Curve ale jak dojechałem na 11 to okazało się, że ski od 12. Pojechałem więc pobujać się po stolicy przed robotą.
Trochę tego wyszło.

W drodze powrotnej spotkałem dobrego młotka. Bez świateł na ciemnej wsi popylał na rowerze. Może bogaty i po prostu stać go na pogrzeb.

Człowiek wraca z krótkiego pobytu w Bieszczadach i od razu porywają go klimaty fabryczne.

Około godziny 23 w Jankach megakorek w stronę Warszawy. Chyba od Magdalenki. Współczuję kierowcom.

Wyprawa na nocne łowy do Decathlon Okęcie. Reklamowali się, że dzisiaj między 21-22 wybrane produkty będą nawet o 85% taniej. Nic nie stało na przeszkodzie żeby się kopsnąć i może coś w promo łyknąć. O 21:05 byłem już na zewnątrz, bo tak jak myślałem typowy chwyt marketingowy. Rzucili jakieś ochłapy, jakieś kurteczki, koszulki i buty sportowe w rajskich kolorach, zero gadżetów rowerowych. Dziwne, bo sezon się kończy i mogli się pozbyć trochę towaru. Ciepły wieczór więc nieśpiesznie wróciłem do domu.